- Mówi się, że to teatr absurdu, i do takiej kategorii zaliczana jest ta sztuka. A absurd, chaos - istniał zawsze i ciągle trwa - mówi Ewa Szykulska po premierze "Krzeseł" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Polonia w Warszawie, w rozmowie z Adamem Cissowskim w tygodniku Wprost.
Co dla pani symbolizują tytułowe "Krzesła"? - Nigdy nie cierpiałam pytania: "Co autor chciał powiedzieć, co miał na myśli?". Na krześle, jak wiadomo, można przysiąść i być w stanie spoczynku. W sztuce poza mną i Leonem Charewiczem, dwójką staruszków, nikt na nich nie siedzi. Jednak zawsze mogą być zapełnione ludźmi. My również możemy być jednocześnie różnymi postaciami. Tu już musi zadziałać wyobraźnia widzów. Napisana pół wieku temu sztuka jest dziś aktualna? - Muszą to ocenić widzowie, ja jestem tylko przekaźnikiem, kablem, przez który płynie prąd. Sama się zastanawiam, jakich emocji doświadczą widzowie. Mówi się, że to teatr absurdu, i do takiej kategorii zaliczana jest ta sztuka. A absurd, chaos - istniał zawsze i ciągle trwa. Pewien krytyk teatralny zwrócił kiedyś uwagę na to, że to tekst o starości. Problem starzenia, tak samo jak teraz, istniał też w 1951 r. Było to zaledwie kilka lat od wojny, po której zosta