- Spektakl jest tak kultowy, że aktorzy traktowani są jak gwiazdy rocka - otrzymują maskotki, upominki, do ich garderób trafiają słodkości od widzów - o "Szalonych nożyczkach" opowiada Ewą Pilawska, dyrektorka Teatru Powszechnego w Łodzi.
Beata Ostojska, Jerzy Mazur: 1 października teatr po raz tysięczny zagra kultowe "Szalone nożyczki" Paula Pörtnera. Jak powstała polska prapremiera 17 lat temu? Ewa Pilawska" O "Szalonych nożyczkach" Paula Pörtnera dowiedziałam się od tłumaczki Elżbiety Woźniak, która opowiedziała mi o teatralnym fenomenie, w którym publiczność staje się częścią spektaklu i decyduje o finale sztuki. Fabuła oparta na klasycznym kryminale, opowiadająca o morderstwie w sąsiedztwie salonu fryzjerskiego, zajmowała około dwudziestu minut spektaklu. Reszta oparta była na interakcji z widzami i zależała od tego, jak zachowa się publiczność i czy wejdzie ona w dialog z aktorami. Postanowiłam przenieść ten format na grunt polski. Wiedziałam, że jest bardzo nowatorski, co łączy się z dużym ryzykiem. Końcówka lat dziewięćdziesiątych to czas przed erą talk show czy reality show. Taka forma w teatrze mogła zaskakiwać widzów, którzy mają opory przed współtworzen