l. Przystępuję do pisania tego tekstu z najwyższą niechęcią. Jeszcze żadna napisana strona nie wymagała ode mnie miesięcy oczekiwań. Tylu drętwych, beznadziejnych chwil w pochyleniu nad kartką. Tylu batalii pomiędzy imperatywnym "pisz", a emocjonalnym "daj spokój". Po pierwsze, mam w pamięci strzępy przedstawienia Jarockiego. Ale te strzępy to "kolor", "temperatura" i aktor: Ewa Lassek. Po drugie - strzępy te byty zapowiedzią rozwoju teatru, ale stały się po latach szmatami - całunem spowijającym drobne ciało Ewy Lassek. Po trzecie - przypominając sobie tamto wydarzenie, przypominam sobie czasy licealne i radość z wycieczek z Wisły do Teatru w Krakowie (tzn. do Starego Teatru), będącymi pielgrzymkami do świętego miejsca kultury polskiej. Po czwarte - dramatycznie znałem Ewę Lassek z okresu jej pracy w PWST. Ujrzałem jak i co takiego może również wznosić człowieka do Artysty. Z tego wszystkiego pamiętam najlepiej odchodzenie, tj. umieranie wielk
Tytuł oryginalny
Ewa Lassek - Matka Witkacego
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 3