- W spektaklu reżyserowanym przez Markusa Öhrna widm, tak wprost, nie pokazujemy. Markus, rodak Augusta Strindberga, jest artystą wizualnym, do tej pory tworzył autorskie scenariusze i po raz pierwszy pracuje z dramatycznym tekstem - mówi Ewa Dałkowska przed premierą "Sonaty widm" w Nowym Teatrze, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem w Rzeczpospolitej.
Rzeczpospolita: W serialu Strzępki i Demirskiego "Artyści" pani bohaterka komunikowała się z duchem Bogusławskiego, a teraz w Nowym gra pani w "Sonacie widm". Nastał w teatrze czas duchów i widm? Ewa Dałkowska: W teatrze to nic nowego, że wspomnę choćby "Hamleta", a ja w dodatku wierzę w duchy i chyba duchy wierzą we mnie, bo zdarza się, że wspierają mnie w kłopotach. Co prawda w "Sonacie widm" nie gram jeszcze w prześcieradle, ale w miejscu głowy mam ogromną banię, która trochę mnie odrealnia. W spektaklu reżyserowanym przez Markusa Öhrna widm, tak wprost, nie pokazujemy. Markus, rodak Augusta Strindberga, jest artystą wizualnym, do tej pory tworzył autorskie scenariusze i po raz pierwszy pracuje z dramatycznym tekstem. Nastawił nas na improwizację i ogranicza w środkach wyrazu. Nie możemy używać mimiki i melodii słowa. Ustawia nas jak klocki. Jak widma! A kogo pan gra? - Faceta, bo ja przecież jestem od facetów! Gram główną postać Humm