Żyjemy płasko. Myślimy ciasno. W zadyszanej pogoni za groszem, szczęściem doczesnym, chlebem i letnią wycieczką na Majorkę, umyka nam najprawdziwsza istota rzeczy. W małostkowości swej i prostoduszności krowę za krowę bierzemy. Konia widząc - "koń" mówimy, wierząc bez sensu, że to wyjaśnia wszystko. Wszyscy jakoś tam rano się budzimy. Rozklejamy powieki - i co widzimy? Sufit. Zwyczajny, tandetny, mieszczański. I gapimy się w sufit. Co bardziej rozgarnięci umysłowo konstatują przedziwną dwoistość sufitu. Ogarniają ów fenomen, że dla mieszkających piętro wyżej sufit nie sufitem jest, lecz podłogą. Smutne to. Krowa, koń, sufit są dla nas tym, czym są. I niczym więcej. Dlatego właśnie życie nasze jest splunięcia niewarte. Co innego Artyści! Co innego Artysta Paweł Miśkiewicz! On za niczym nie goni, nie tęskni za wakacjami na Majorce! On tropi najprawdziwszą istotę rzeczy. Tropi i znajduje, wikłając ją bezlitośnie w swe, że się
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Polski" nr 135