Spektakl poruszający, angażujący myślenie i wyobraźnię, w którym wykonawcy dają z siebie wszystko - o "Sąsiadce. Komedii dell'arte" w Studiu Dono w Krakowie pisze Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.
Długo już zbierałem się, żeby zobaczyć "Sąsiadkę. Komedię dell'arte" przygotowaną w krakowskim Studiu Dono. Żeby dotrzeć do ich Sceny na Lwowskiej, trzeba przedostać się z Kazimierza na wyciszone Podgórze. Pokrążyć chwilę w okolicach Placu Bohaterów Getta. Przyjrzeć się zaniedbanym kamienicom, dziurom i wyrwom w chodniku i ulicy. Trzeba znaleźć ukryte za starą bramą podwórko, na końcu którego po wąskich schodkach wchodzi się na scenę. Przestrzeń jest malutka: mieści ledwo kilka rzędów krzeseł ściśniętych (łącznie może na 30 osób). U progu wita nas Il Capitano, postać z komedii dell'arte, szerokim uśmiechem zapraszając do środka. Od pierwszego rzędu widowni do końca sceny jest maksymalnie 5 metrów. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Za dekoracje służą pozszywane materiały (jako tło), reprezentujące trzy kamienice włoskiego miasteczka. Dwie u skraju - wystawne i bogate, ta w środku zaś - z gołymi cegłami i ciasnym wejściem.