Kraków. 1 kwietnia 1978 r. Stary Teatr. Na widowni cały artystyczny Kraków i trochę gości z Warszawy. Napięcie, ciekawość. Czy wytrzymamy całonocne przedstawienie? Na wszelki wypadek zostało z góry powiedziane, że można w każdej chwili wyjść z teatru i w każdym momencie do niego wrócić. "Z biegiem lat, z biegiem dni..." wielkie widowisko Andrzeja Wajdy według scenariusza Joanny Olczak-Ronikier ma dzisiaj swą pierwszą pełną prezentację. Poprzednie trzy wieczory grano kolejno po jednej części tego przedstawienia. Powoli wszyscy sadowią się na swoich miejscach. Przed panią Joanną Ronikier ktoś postawił wazon pełen wspaniałych róż. Te róże po chwili wędrują na scenę, grają. Rozmowy cichną.
Na scenie: "salonik elegancki, portiery w oknach. Po prawej Kamila z Adolfem przy pianinie, po lewej wuj Telesfor z Władysławem grają w szachy". Pierwsza scena "Domu otwartego" Bałuckiego. Tyle że bohaterom zmieniono nazwiska, aby od razu wprowadzić widzów w przyszłe koligacje. Panna Kamila będzie panią Dulska, więc jej narzeczony ma na imię Felicjan, zaś państwo Żelscy u Bałuckiego - tu nazywają się Chomińscy, tak jak bohaterowie sztuki Kisielewskiego "W sieci". Dlaczego? To też powoli się wyjaśni. Od razu, w tej pierwszej scenie, zasygnalizowano nam sprawy społeczne i polityczne. Leciutko, tyle tylko ile potrzeba, by móc pokazać, jak pewna grupa krakowskiego mieszczaństwa odcinała się od wszelkich nowych prądów broniąc swym dzieciom zarówno kontaktów z cyganerią artystyczną, jak i z ludźmi należącymi do organizacji walczących o niepodległość. Na szczęście zabraniała często bez skutku. Ale o tym będzie jeszcze się mówiło. Na razie pan