w Gdyni od paru już lat czekał na sukces. Nie dały mu go, niestety, inscenizacje widowisk polskich autorów, włącznie z "Nieszporami ludźmierskimi". Było o nich wprawdzie głośno, stały sio swoistym wydarzeniem ale nie o takie jednak szło. Aż tu przed miesiącem, wraz z premierą "Evity", wszystko się odmieniło. Znowu jest w repertuarze prawdziwy hit, są owacje po przedstawieniach i bilety sprzedawane co do jednego.
Teatrowi Muzycznemu szansę największego powodzenia daje musical ze światowego repertuarowego kanonu, o czym przekonał w Gdyni Jerzy Gruza za swej kilkuletniej dyrekcji. Zrealizowane przez niego musicalowe standardy wciąż są żelaznymi punktami repertuaru tego teatru. I wiedząc o tym, dyrektor Maciej Korwin postanowił przyswoić gdyńskiej scenie kolejny wielki tytuł. Wyreżyserowana przez niego rock - opera "Evita", Andrew Llloyda Webbera i Tima Rice'a, trafiła w dobry czas. Odbyła się wkrótce po amerykańskiej premierze filmu z Madonną, a przed pokazem tego obrazu w Polsce, w atmosferze podsycanego przez dystrybutorską reklamę zainteresowania argentyńskiej pierwszej damy, zmarłej 45 lat temu, w ojczystym kraju otoczonej legendą i wielkim kultem. To okoliczność szczęśliwa dla wchodzącego do repertuaru przedstawienia. Ale sam tytuł, choćby i najgłośniejszy, to - rzecz jasna - zaledwie połowa sukcesu. Cała otoczka bowiem na nic się nie zda, jeśli zawiod�