Strzępka i Demirski pokazali obraz cynicznej i świadomej rozpierduchy w majestacie III RP - pisze Maciej Nowak w felietonie dla "Przekroju".
Dać w pysk z liścia posłowi. Jebnąć z główki w łeb wystylizowany u fryzjera na Wiejskiej. Wziąć za klapy garnituru i rzucić o glebę. Kopnąć w tyłek, a gdy będzie protestować, krzycząc: "Jestem posłem!", poprawić raz jeszcze. Albo dwa. A jak wróci do pozycji pionowej, gramoląc się przylepiony do ściany, chwycić za modny krawat i podciąć mu nogi. I tak przez długie dwie, trzy, cztery minuty. Jakie to oczyszczające! I wciąż bezkarne. Bo na scenie. Oto sekwencja z "Firmy", premiery Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. To moment przełomowy w tym spektaklu. Publiczność przytłoczona skalą ujawnianej na scenie złej woli polityków, prowadzącej do zniszczenia polskich kolei, właśnie przy pierwszym huknięciu w poselski arbuz łapie wreszcie powietrze w ściśniętą dotąd krtań. Materiał zgromadzony przez Strzępką i Demirskiego jest oszałamiający. Bez specjalistycznych badań, cytując wystąpienia sejmowe, rekomenduj�