- W tym "nowym teatrze" niepokoi mnie właśnie to mianowicie, że powód powstania przedstawienia jest często słodką tajemnicą reżyserów. Nie ma w nich wysiłku, by zakomunikować widzom coś, co byłoby czytelne w jakiejkolwiek sferze - mówi Zbigniew Zapasiewicz w rozmowie z Tomaszem Mościckim z Dziennika.
Tomasz Mościcki: Spotkaliśmy się, by porozmawiać o konflikcie w polskim teatrze. Czy ten konflikt naprawdę istnieje i na czym on w istocie polega? Mówi się "konflikt młodzi - starzy". Prawda czy nieprawda? Zbigniew Zapasiewicz: W jakimś sensie prawda, bo konflikt pomiędzy młodym pokoleniem a starym historia notowała wielokrotnie. Już Ajschylos krytykował Eurypidesa, bo ten łamał pewne zastane konwencje. Nasz spór klasyków z romantykami polegał na tym, że wczesnej twórczości Mickiewicza klasycy nie przyjmowali, uważając ją za wytwór chorej wyobraźni. Według nich pisał przecież o rzeczach niegodnych prawdziwej literatury. My wchodząc kiedyś do teatru, zostawaliśmy w rękach ludzi, z których wielu było naszymi nauczycielami, ale czasem poznawaliśmy ich dopiero w teatrze. Ale to przejście nie było żadnym wchodzeniem w inną rzeczywistość. Światopogląd tych ludzi był także naszym światopoglądem, oni myśleli podobnie jak my. Nie w sensie estety