Rzecz zaczyna się od manifestacji antyteatralnej intencji. Kolejni aktorzy wchodzą na scenę, przedstawiają się z imienia i nazwiska oraz lapidarnie informują o tym, co zamierzają zaraz zrobić. "Przedstawię rekonstrukcję" - mówi jeden z nich. "Odtańczę konstatację" - dodaje następny. "Odczytam tekst" - oznajmia inny. Ewa Wójciak, dyrektor teatru, powiada nawet: "Ja chyba nie muszę się przedstawiać", po czym nakreśla własne zadania na zaczynający się właśnie wieczór. Wszystko brzmi raczej naturalnie, dlatego widzowie mogą odnieść wrażenie, że trafili nie tyle do teatru, co na plan jakiegoś programu typu reality show. Albo na próbę, czy "jazzujący" wykład. "To nie jest spektakl - zdają się mówić aktorzy - więc wyciszcie w sobie apetyt na fikcję". Na co zatem mamy się nastawić? Na "spektakl dokumentalny" - tak pouczają autorzy przedsięwzięcia, zarówno w programie, jak i na stronie internetowej, uprzytamniając dobitnie, że zależy im na w
Tytuł oryginalny
Etosowa satyra
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4