W szkole teatralnej uczono nas, że "aktor gra - albo nie żyje". Oznaczało to pokrótce, że absencję aktora w spektaklu, który właśnie serwowany jest na afiszu, usprawiedliwia jedynie jego zgon. Ostatnimi czasy powyższe stwierdzenie mocno się zdezaktualizowało - pisze Łukasz Witt-Michałowski w Lubelskiej Gazecie Teatralnej Proscenium.
Aktorka Szapołowska, miast występować na deskach Teatru Narodowego, w teorii wybrała chorobę, w praktyce zaś równoczesne jurorowanie na małym ekranie. Etos w zawodzie aktora zdarza się współcześnie rzadko i to, co dzisiaj nim nazywamy, u przedwojennych artystów scenicznych wywołałoby z pewnością uśmiech pobłażania, lub w najlepszym razie uchodziło za oczywistość. Niedawno za pewnego aktora, już w trakcie spektaklu, organizować musiałem zastępstwo, ponieważ wybrał się na zdjęcia do filmu i błędnie oszacował realny czas powrotu. Pierwsza część przedstawienia, w tym tzw. exposé postaci, odbyła się bez jego fizycznej obecności. Główny bohater sztuki musiał prowadzić dialogi z duchem, ponieważ bus z Warszawy wiozący jego partnera scenicznego wjeżdżał właśnie, na domiar złego, w kolejną przeszkodę w walce z czasem - w jelenia. Fakt ten zasadniczo opóźnił jego przybycie. Konrad Swinarski, pracując w stołecznym Ateneum, po której�