Zawód aktora schodzi dziś na psy, i to równocześnie w przynajmniej kilku porządkach. Aktorzy nie mają praktycznie szansy realizować się zawodowo, robić tego, co stanowi istotę ich profesji - grać, naprawdę grać - pisze Stanisław Krajski w Naszym Dzienniku.
Role, jakie dostają, to z reguły albo udawanie tzw. normalnych ludzi w ich najbardziej typowych sytuacjach (seriale i filmy fabularne), albo coś takiego, co można nazwać tylko "wygłupianiem się" czy może lepiej "błaznowaniem": żenujące i wulgarne, prymitywne rólki również w serialach, filmach fabularnych, tzw. przedstawieniach kabaretowych. A co z grą w teatrze? Brakuje tam klasyki, a nawet normalnego teatru. To, co jest, można z punktu widzenia gry aktorskiej nazwać najwyżej chałturą. Aktorzy z prawdziwego zdarzenia są zapewne wielce sfrustrowani i nieszczęśliwi. Są jednak i tacy, którzy sens i etos aktorstwa zagubili (albo nigdy go nie odnaleźli). Ci wprost marzą o rolach w tasiemcowych serialach i gdy je dostaną, są w siódmym niebie, nie bacząc na to, że już do końca życia będą kojarzeni z jakimś Kiepskim czy doktorem Basenem. Znakiem czasu są też "wielkie" role w reklamach, które aktorzy coraz częściej przyjmują, nie bacząc na to, że j