Trelińskiego wizja opery może fascynować lub budzić sprzeciw, jego interpretacje arcydzieł gatunku - zachwycać lub irytować. Jednego wszak reżyserowi nie sposób odmówić: estetycznej wyrazistości i artystycznej konsekwencji - pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
1 Współczesny świat operowy reprezentuje postmodernistyczny pluralizm. Zawdzięczamy to niegdysiejszym rewolucjonistom, reżyserom, którym dano szansę wprowadzenia twórczego zamętu na scenach teatrów muzycznych. Każdy z tych twórców uznawanych dziś za klasyków miał własną hierarchię wartości, z pojemnego gatunku brał te, które uważał za najistotniejsze, inne pozostawiając w cieniu. Gdzie na tej mapie różnorodnych artystycznych założeń operowej reżyserii umieścić Mariusza Trelińskiego? Odpowiedź jest trudna, wszak Polak podczas swojej kilkunastoletniej obecności na scenie operowej przeszedł znaczną ewolucję, na kolejnych etapach inspirując się twórczością różnych reformatorów inscenizacyjnego rzemiosła. I choć ogólne pryncypia estetyczne w produkcjach Trelińskiego można z grubsza określić, największym jego atutem było rozsadzenie staromodnej stylistyki, odświeżenie teatralnego języka, wpuszczenie do hermetycznego gmachu powiewu