Czasy Kafki, Joyce'a i wczesnego Brocha przyniosły zwątpienie w jedność wszystkich rzeczy i łaskę jej wyrazu. Uświadomiły, że jak bańka mydlana prysnął jedyny boski porządek, a w wymoszczonej przezeń duchowej niszy zaczęły żyć ludzkie kalekie kosmogonie. Radykalność "Procesu", "Ulissesa" i "Lunatyków" wyznacza w światowej prozie granicę, której do dziś nie udało się przekroczyć bodaj żadnemu pisarzowi. Dzieła te rozpoznały sytuację duchową człowieka XX wieku sposobami zdegradowanymi, ze środka nie dającej się już ogarnąć czasoprzestrzeni. Stanowiska narratorów zostały zdjęte z wyniesienia i na nowo zbudowane w samych okach cyklonu. Dla artystów tworzących od trzeciej dekady stulecia świat będzie już tylko zbiorem względnych nieskończoności. "Lunatycy" Hermanna Brocha to najbardziej kompromitująca zaległość naszej literatury przekładowej. Trzeba było człowieka teatru, aby ją choć po części - i specyficz
Tytuł oryginalny
Esch, czyli anarchia
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4