Reżyserka unika nagości, ale pokazuje, jak erotyka deformuje rzeczywistość - o "Białym małżeństwie" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Michał Włodarczyk z Nowej Siły Krytycznej.
Całkiem niedawno na deskach kieleckiego teatru, w "Samotności pól bawełnianych" w reżyserii Radosława Rychcika, oczom widzów ukazał się nagi mężczyzna. Jednym się to spodobało, uznali innowację za trafioną, u drugich wzbudzało to odrazę i niechęć. Spektakl był niejako przełomem w Żeromskim, nie tylko ze względu na męską nagość. Udowodnił, że kielecki teatr nie jest zamkniętą instytucją, gdzie raz na zawsze zostały określone wzorce, na których powinno się opierać. Nie jest miejscem, gdzie wałkuje się w kółko jeden i ten sam schemat. Potrzebuje odmienności. Podejmując się realizacji "Białego małżeństwa", Weronika Szczawińska postawiła przed sobą trudne zadanie. Tekst Różewicza, w którym podział na sceny bądź akty miejsca nie znalazł, jako sceniczna realizacja zaliczony do prac lekkich i przyjemnych być nie może. Jak pokazać tę trudną sztukę odbiorcy, by ten ujrzał w niej nie tylko zewnętrzny bardzo wyrazisty obraz pragnie