"Cherry Blossom" w reż. Lorne'a Campbella Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Traverse Theatre z Edynburga. Pisze Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.
Mieliśmy dostać spektakl nietypowy - próbujący obalić polsko-szkockie stereotypy. "Cherry Blossom" w przygotowaniu bydgoskiego i edynburskiego teatru, choć ciekawe formalnie, powieliło szablonowe myślenie o nas samych. Na zaadaptowanej dużej scenie Teatru Polskiego mieszczą się zarówno widzowie, jak i skromna dekoracja. Na podłodze poukładano różnej wielkości poziome białe panele. Dokoła tylko czerń. Jasną przestrzeń wypełniają cztery postaci: Paweł - głowa rodziny, bez pracy i, o ironio, bez dowodu osobistego; Grażyna - czterdziestokilkulatka z zerową historią zawodową; Ewa - córka z planami na dobre, kosztowne studia i Jasiek - mały synek na dokładkę. Krótką, ale pełną emocji rodzinną kłótnię o pracę ojca, jego nieprzemyślane propozycje na temat poszukiwania zatrudnienia za granicą przerywa matka. "Ja pojadę!" - krzyczy. Zostawia dzieci, męża i wyrusza do Edynburga. A tam? Zderza się z językową i kulturową różnorodnością. Szc