"Elvis" Magdaleny Zaniewskiej i Michała Siegoczyńskiego w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.
O Elvisie Presleyu, jego żonie, współpracownikach i fanach napisano chyba z 400 książek. Gdyby na chybił trafił wybrać z tego imponującego zestawu dwadzieścia różnych tytułów, to okazałoby się, że jest w nich dwudziestu różnych Presleyów. Realizatorzy scenicznego "Elvisa" Magdaleny Zaniewskiej i Michała Siegoczyńskiego postanowili stworzyć także własną, którąś tam z kolei wizję króla rock'n'rolla. Po co? Może dlatego, że wchodzi na ekrany film fabularny "Nixon i Elvis" (fani znają też z 2005 roku film biograficzny "Elvis - zanim został królem"), może ze względów rocznicowych, bo od urodzin Presleya minęło w ubiegłym roku 80 lat, a od śmierci minie w przyszłym roku równo 40 lat, a może ze względów marketingowych, bo - jak się można domyślać - "król" ma nadal mnóstwo wielbicieli także u nas, a przynajmniej wielu tych, którzy go lubią lub lubili, i ciągle czują do niego sentyment. WIELBICIELE BĘDĄ WŚCIEKLI Ale zatwardziali