Z Piotrem Kowalewskim, reżyserem i odtwórcą głównej roli w "Makbecie" w Teatrze im. Józefa Węgrzyna w Ełku, przed sobotnią (12 marca) premierą, rozmawiała Monika Stelmach:
Co Cię urzekło w "Makbecie"? - Makbet to doskonała analiza zła, które rodzi się w człowieku. Mówi o tym, skąd się bierze i jakie skutki niesie, jeśli daje się na nie przyzwolenie. Pokazuje, jak zło wyniszcza nie tylko tego, który je czyni, ale też wszystkich dookoła. W przypadku Makbeta mamy do czynienia z niepohamowaną żądzą władzy. To niezwykle aktualny tekst. Dzisiaj również obserwujemy wyniszczanie się moralne, polityczne. Jak się pracuje nad tak trudnym spektaklem? - To bardzo trudna materia, bo polega na wewnętrznym rozdrapywaniu ran. Tutaj nie ma miejsca na efekciarstwo. U Szekspira nic nie zastąpi wypełnienia słowa głębią emocji, przeżyć. Trzeba odnaleźć w sobie zarówno jasne, jak i ciemne strony człowieczeństwa, przeżyć i doświadczyć, czym może być cierpienie. Sięgasz po klasykę, a czy współcześni dramaturdzy nie poruszają tego tematu? - Zamiast mówić o ważnych rzeczach bez udziwnień, szokują formą. Szok s