Upłynęło już blisko ćwierć wieku od czasu, kiedy oglądałem "Mord w katedrze" Eliota na dziedzińcu pałacu papieży w Awinionie. Ciepła, prowansalska noc łagodziła surowy, ascetyczny ton dramatu. Najlepiej wypadła i najmocniej upamiętniła mi się wielka scena mordu, kulminacja inscenizacji Jean Vilara. Była w niej namiętność, gniew, zbrodnia, to wszystko, co Francuzi potrafili doskonale zrozumieć i zagrać. Arcybiskupa Becketa zamordowali przecież potomkowie Normanów. Znakomitym tłem dla tego przedstawienia była, oczywiście, historyczna budowla, która zagrała pełnym blaskiem w świetle reflektorów. Architektura sakralna ma ogromne walory widowiskowe. Wiedzą o tym dobrze współcześni reżyserzy. Zarówno ci, którzy korzystają z niej dla prezentacji sztuk, rozgrywających się we wnętrzu starych kościołów, jak i ci, którzy z pomocą Świateł tworzą piękne widowiska "światło i dźwięk". Pamiętał o tym
Tytuł oryginalny
Eliot w katedrze
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie