Jest rok 2003. Reżyser teatralny Grzegorz Jarzyna oprowadza ekipę filmową po nieczynnej elektrowni na Powiślu. "Sama w sobie ta przestrzeń jest genialna. Ta przestrzeń ma siłę" - mówi do kamery. Marzy, żeby występować tutaj ze swoim teatrem - pisze Tomasz Urzykowski w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.
Po trzech latach od wmurowania kamienia węgielnego kilka dni temu otwarto wielofunkcyjny kompleks Elektrownia Powiśle. Uznałem, że to dobra okazja, żeby jeszcze raz obejrzeć znakomity dokument Marii Zmarz-Koczanowicz "Moja Warszawa" z 2003 r. Jarzyna: To jak namodlony krakowski kościół W jednej ze scen filmu pojawia się reżyser teatralny Grzegorz Jarzyna. Z chłopięcą pasją opowiada o nieczynnej już wtedy elektrowni na Powiślu. Nazywa ją "jednym z najpiękniejszych obiektów w Warszawie" i "jednym z magicznych miejsc". Oprowadza po zdewastowanych budynkach fabryki prądu ze ścianami z czerwonej nieotynkowanej cegły. Wchodzi do nich przez otwory po wyrwanych drzwiach i oknach. Zagląda do hali kotłowni z lat 20. XX w., w której zdążono już wyburzyć wszystkie kotły, a znad jej dachu usunąć charakterystyczne rzędy kominów. Z hali maszynowni z początku XX w. wywieziono na złom wszystkie maszyny. Elektrownia przestała działać w 2001 r., ale w filmie wy