„Elektra" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego na Salzburg Festival. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Krzysztof Warlikowski zmierzył się z kolejnym arcydziełem niemieckiej muzyki.
Richard Strauss był, co prawda, monachijczykiem, ale w Salzburgu cieszy się specjalnymi względami. Należy przecież do trójki założycieli festiwalu (Hoffmanstahl, Reinhardt i właśnie on). I choć pierwszeństwa musi ustąpić urodzonemu w tym mieście Mozartowi, to zajmuje drugie miejsce. W stuletniej historii festiwalu Amadeusz doczekał się prawie 300 inscenizacji swych oper, Strauss tylko niespełna 60, ale i tak zdystansował Verdiego.
Wprawdzie jego „Elektra" niezbyt może nadaje się na letni festiwal. Bazuje przecież na jednym z najbardziej krwawych antycznych mitów, a ponadto przytłacza widza masą prawie dwugodzinnej, ekstatycznej, ekspresyjnej, by nie powiedzieć, histerycznej muzyki rozpisanej na orkiestrę o maksymalnym składzie.
Kiedy jednak za tę partyturę bierze się znakomity znawca dzieł Straussa, Franz Welser-Möst, odkrywa w niej mnóstwo subtelnych i finezyjnych fragmentów. Pod jego batutą zaś przez ten gąszcz dźwięków z lekkością przechodzą Wiedeńscy Filharmonicy, absolutni rekordziści festiwalu (ponad 3100 koncertów i przedstawień w ciągu 97 lat).