Po pierwszym akcie "Elektry", czerwony ze wstydu, poprosiłem Jana Kotta o wyjaśnienie paru niezrozumiałych dla mnie scen. - Czego się pan wstydzi - odparł krytyk. - Ja też nie rozumiem; zapytajmy Ważyka. - Ważyk zamierzał zapytać właśnie Kotta, wobec czego postanowili zapytać Brzechwy, który z kolei radził zapytać Żółkiewskiego, który pono wszystko wie najlepiej. Nie tracąc czasu, cała niemal redakcja "Kuźnicy", "Szpilek" i innych najpoważniejszych pism ruszyła z kopyta do Żółkiewskiego. Napróżno; jak się okazało nawet Żółkiewski stracił na "Elektrze" głowę, jak jego wielki imiennik pod Cecora. Pytał właśnie doprowadzony do rozpaczy, żądał od kasjerki zwrotu pieniędzy za bilet. Jednak bezskutecznie, bo bilet był bezpłatny. Nie pozostawało nic innego, jak wrócić do krzeseł. Może drugi akt coś wyjaśni. Drugi akt niczego nie wyjaśnił, bo aktorzy starannie i z uporem udawali Greków. W rezultacie literaci wyzwali Teatr W. P. na public
Tytuł oryginalny
"Elektra"
Źródło:
Materiał nadesłany