Kazimierz Kutz reżyseruje Śmierć komiwojażera" Millera na scenie warszawskiego Teatru Małego. Ocenia Tomasz Miłkowski.
Miał rację Kazimierz Kutz, kiedy jeszcze przed premierą "Śmierci komiwojażera" Arthura Millera na scenie Teatru Małego wskazywał, że ta zapomniana nieco sztuka współbrzmi z dzisiejszymi dramatami wielu Polaków, którzy nie umieją odnaleźć się w kapitalistycznej rzeczywistości. Kutz, tradycyjnie plebejski, wczuwający się w psychikę zwykłych ludzi, dzielący ich troski i niepokoje, nieomylnie sięgnął po utwór, który opisuje lęki będące udziałem tych, którzy stają do walki o egzystencję w warunkach wolności i konkurencji. Stają do tej walki niepewni wyniku, a często przekonani, że czeka ich klęska. Kiedy przed laty przedstawiano "Śmierć komiwojażera" po raz pierwszy na polskich scenach (w latach 60.), dramat społeczny wpisany w ten tekst brzmiał cokolwiek w Polsce egzotycznie - bezrobocie istniało wtedy tylko dla bumelantów. Nic więc dziwnego, że realizacje szły raczej w stronę dramatu rodzinnego, portretującego rozpad rodziny, w