"Kino moralnego niepokoju" Tomasza Śpiewaka w reż. Michała Borczucha w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Z jednym wyjątkiem, który wymieniłem w streszczeniu dekady, spektakle Borczucha są dla mnie przewlekle nudne i beztematyczne. Nie wiem, o czym to w ogóle jest, że nie wspomnę - po co. Mogą się podobać albo nie, ale na pewno pozostawią każdego obojętnym. Jego "Faust" na przykład był o niewidomych i z audiodeskrypcją, co może się wydawać solidną porcją pomysłu, ale poczekajcie: rzecz wykiełkowała w mało sprytną stronę. Skoro pod koniec dramatu Faust traci zdolność widzenia, to zróbmy o niewidzeniu, a skoro o niewidzeniu, to może w ogóle zróbmy, by Fausta nie było widać? By w ogóle go nie było? I wystawmy "Fausta" bez postaci tytułowej? Hołd dla niewidomych czy że nie zauważą? Powód nieznany, ale tak reżyser zrobił. Tak mniej więcej wyglądają pomysły Borczucha: niby bardzo pomysłowo. Jeżeli "Apokalipsa", to o imigrantach, jeśli "Moja walka", to o "Mojej walce", jeśli "Żaby", to o gejach, jak "Zew Cthulhu", to o strachu, a "Czarne pa