"Thais" Julesa Masseneta w reż. Romualda Wiczy-Pokojskiego w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.
"Thais" nie jest operą łatwą dla współczesnego teatru przepełnionego seksem i nagością nieraz ponad miarę, wymaga bowiem erotycznej finezji i wdzięku. Jules Massenet to wielki nieobecny na polskich scenach, w ciągu ostatnich trzydziestu lat zdecydowano się u nas jedynie na dwie premiery jednej jego opery - niewątpliwie najpopularniejszego w świecie "Werthera". Obie inscenizacje nie miały zresztą zbyt długiego żywota. Atrakcją warszawskiej z 1994 roku było przede wszystkim to, że reżyserował ją znakomity ongiś tancerz, dawny członek zespołu Maurice'a Bejarta Gerard Wilk. Z kolei spektakl przygotowany w 2010 roku przez Hiszpana Ignacia Garcię zszedł ze sceny Teatru Wielkiego w Poznaniu niemal wraz z odejściem ówczesnego dyrektora Michała Znanieckiego. Tak zatem wygląda w naszym kraju współczesna kariera Julesa Masseneta, autora prawie trzydziestu oper. Nie wszystkie oczywiście mają tę samą wartość, można na przykład zrozumieć rezerwę wobec