"Turandot" Giacomo Pucciniego w reż. Marka Weissa w Operze Podlaskiej w Bialymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Sadyzm, namiętność i czysta miłość? Taki zestaw nie daje nadziei, finał to zgliszcza i śmierć. Białostocka wersja "Turandot" opowiada o tym w sposób przeszywający, m.in. dzięki fantastycznym głosom chóru i solistów oraz nowatorskim decyzjom reżysera, który przesuwa akcenty, dopisuje jedną postać i rezygnuje z ostatniej sceny. Wbrew pozorom adaptacyjne ruchy reżysera Marka Weissa-Grzesińskiego nie są aż tak drastyczne, jak wydają się być na pierwszy rzut oka. A jednak sprawiają, że widz nie uczestniczy w kompletnie bezrozumnej opowieści o toksycznej namiętności, a potem kompletnie nie wie, co począć z finałem. Bo jak pojąć szczęście dwojga zbudowane na nieszczęściu? Zerwanie z kanonem Problem z operą Pucciniego przez lata polegał na tym, że na estradach obowiązywała adaptacja z finałem dopisanym już po śmierci kompozytora przez Franca Alfano. Finałem kompletnie niezrozumiałym i wprowadzającym przykry dysonans - oto okrutna ksi