No i jest na łódzkiej scenie długo oczekiwany "piewca spraw niewyrażalnych", czyli Rainer Werner Fassbinder.
Żył tylko 37 lat i, w zasadzie wierny tym samym aktorom, zrobił około... 50 filmów (kręcił po kilka naraz). Kinomanów lat siedemdziesiątych drażnił i fascynował. Mnie bardziej wtedy fascynował niż drażnił. I nawet, gdy później mówiono, że zaprzedał się kinu komercyjnemu, ja tego "nie dostrzegałem". Dlaczego można było wtedy mieć do niego takie nabożeństwo? Podobała się bezkompromisowość, prowokacyjność, siła tych obrazów i tzw. mocne sceny oraz to, że z takim impetem zaatakował Fassbinder drobnomieszczaństwo i konsumpcyjną rzeczywistość, że jej nie znosił, że identyfikował się ze swoimi bohaterami, czyli z tymi, których życie w najwyższym stopniu nęka i boli, a oni nie bardzo rozumieją, jak to się wszystko dzieje i dlaczego. Był Fassbinder aktorem, autorem scenariuszy i producentem własnych filmów. Filmy filmami, ale pisał przecież także słuchowiska, które potem często adaptował na scenę, robił spektakle dla telewizji,