"Kordian" w reż. Pawła Passiniego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Paweł Passini porwał się na wystawienie "Kordiana" Juliusza Słowackiego. Inscenizacja choć efektowna, a miejscami zachwycająca, pozbawiona jest myśli przewodniej, przesłania i logiki. Ot, żywe obrazy. Dramat romantyczny apogeum wystawień przeżywał w czasach PRL. W latach narzuconej siłą przyjaźni z rosyjskim wielkim bratem każde słowo poety było chciwie łowione ze sceny, co wyznaczało zupełnie inną temperaturę odbioru. Czyżby romantyzm z wolna przestawał być kluczem do naszych serc? Niestety, tak. Barokowe frazy, operowa koturnowość, zamiłowanie do gwałtownych, krwawych efektów sprawiają, że dramaturgia wieszczów nie znajduje tylu zwolenników, co przed 1989 r. Teraz, w mozole budowania społeczeństwa obywatelskiego, samotny bohater, skłócony z obojętnym i nieczułymświatem, nie jest już odbierany tak osobiście, jak za komuny. To jest też jeden z powodów, że Kordian (Tomasz Borkowski) wydaje się nieprzekonujący. Jego motyw