Mezzosopranistka jest jedyną Polką i jedyną kobietą zatrudnioną na stałe w słynnej Metropolitan Opera w Nowym Jorku. W Krakowie artystka wystąpiła po raz pierwszy, jako gość specjalny XX Letniego Festiwalu Opery Krakowskiej, aśpiewała na Wawelu. - Co poradziłabym młodym adeptom śpiewu? Tylko trzy rzeczy: pracować, pracować i jeszcze raz pracować. A reszta przyjdzie sama.
Jak trafiła Pani do USA? - Po studiach, które ukończyłam w klasie mojej ukochanej prof. Krystyny Szostek-Radkowej wzięłam udział w Kursie Mistrzowskim prof. Ryszarda Karczykowskiego w Radziejowicach, gdzie za najlepsze wykonanie arii "O mio Fernando" Donizettiego wygrałam pierwsza nagrodę. Z tą wygrana, która nota bene wynosiła około 160 dolarów pojechałam do Stanów, żeby zaśpiewać na ślubie moich przyjaciół w Chicago. Tak zaczął się mój "American dream". Postanowiłam tam zostać, aby dalej się uczyć i rozwijać. W Chicago poznałam dziekana Roosevelt University, który namówił mnie na udział w konkursach wokalnych i pomógł przygotować repertuar. Po konkursie Bel Canto w Chicago i Metropolitan Opera otrzymałam stypendium na Northwestern University, gdzie mogłam się uczyć języków, budować nowy repertuar i pracować nad dalszym rozwojem wokalnym. Nie miała Pani obaw czy poradzi sobie w obcym kraju? - Miałam dwadzieścia kilka lat. W ty