"Miłość do trzech pomarańczy" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.
Z listy polskich zaległości operowych ubył ważny tytuł - "Miłość do trzech pomarańczy" Sergiusza Prokofiewa. To iskrząca humorem parodia Mozarta, Wagnera i patetycznego śpiewu włoskich oper. Wystawione w Operze Krakowskiej dzieło Prokofiewa nie jest operą w potocznym znaczeniu, ale raczej zabawą w teatr, mieszaniną chwytów rodem z baśni, farsy, burleski. Partytura oszałamia efektami instrumentacyjnymi, solistom i chórowi stawia niezwykle trudne zadania wokalne, realizatorom - obsadowe. Do tej opery potrzeba po kilka sopranów, tenorów i basów. Spektakl pod batutą Tomasza Tokarczyka pod tym względem się broni (choć orkiestra z powodu akustyki Opery Krakowskiej została sprowadzona do roli akompaniamentu). To właśnie trudności obsadowe, jak mówi reżyser Michał Znaniecki, sprawiły, że "Miłości " nie chciały wystawić inne polskie teatry. W Krakowie udało się zebrać znakomitych śpiewaków. Najlepiej wypadli: Ewa Biegas jako czarownica Fata Morga