Idąc w Krakowie do Teatru Poezji na przedstawienie "Dzikiej kaczki", nie przestawałem zadawać sobie pytania, czy nie po niewczasie odkopujemy dziś tę sztukę, przez tyle lat skazywaną na zapomnienie? Bynajmniej nie bezpodstawne to były obawy. Po pierwsze, do "wyjątkowych wyjątków" należą dzieła, które i po latach potrafią zachowywać świeżość (najczęściej: względną), a po wtóre, nie można nie pamiętać, że Ibsen niemal że każde swoje dzieło wiązał z jakimś bieżącym problematem, a co bieży, to po jakimś czasie... znika. "Nora" doczekała się czasów, kiedy część publiczności nie po jej stronie staje lecz po stronie jej "tyrana" Helmera; nie bez słuszności zauważono, że salwarsan wielu pacjentom pomógł, ale zaszkodził "Upiorom", bo bolesny los bohatera, jako ofiary nieuleczalnego cierpienia, nie jest już tak nieodmienny przy dzisiejszym postępie medycyny. Czy zachodzi coś podobnego z "Dziką kaczką"? Nie zapomi
Tytuł oryginalny
Dzika Kaczka po latach
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr i Film nr 6