"Joanna d'Arc w reż. Nataschy Ursuliak w Operze Wrocławskiej i "Maria Stuarda" w reż. Dietera Kaegi w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Dokładnie w tym samym czasie odbyły się dwie premiery oper nigdy u nas dotąd niewystawianych. Wrocław odkurzył "Joannę d'Arc" Verdiego, Poznań - "Marię Stuardę" Donizettiego. Łączy je coś więcej niż fakt, że przez ponad 160 lat polski teatr ich unikał. Obie należą do popularnych w XIX stuleciu widowisk historycznych, które swobodnie naginały fakty. Opera musiała być śpiewaną love story. Dzieje Dziewicy Orleańskiej zamieniono na opowieść o miłości króla Karola do Joanny. Rola obowiązkowego czarnego charakteru przypadła ojcu bohaterki, który uznał, iż córkę opętał szatan, dlatego postanowił wydać ją Anglikom. Ona zaś nie spłonęła na stosie, poległa w bitwie, ratując życie monarsze. Donizetti zajął się konfliktem między Marią Stuart a Elżbietą I, ale racje polityczne są tu właściwie nieobecne. Angielska królowa dziewica widzi w szkockiej władczyni rywalkę do serca hrabiego Roberta Leicestera. Współcześni reżyserzy