„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuje” Mateusza Pakuły w reż. autora w Teatrze Telewizji. Pisze Agnieszka Górnicka w Teatrze dla Wszystkich.
„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuje” Mateusza Pakuły to książka o cierpieniu i umieraniu bliskiej osoby. Nie jest jednak poświęcona śmierci jako takiej – ta przychodzi późno (zbyt późno), w środku nocy, podczas snu i czuwania rodziny. Ważne jest to, co ją poprzedza. A poprzedzają ją miesiące diagnostyki, hospitalizacji i chemioterapii, wizyty na oddziale paliatywnym, interwencje karetek i lekarzy, operacje i zabiegi, przeciwbólowa morfina i hydroksyzyna. Kryzysy i lepsze dni, nadzieja na poprawę stanu zdrowia i nagłe pogorszenie samopoczucia. Walka rodziny z chorobą, osamotnieniem i bezsilnością. W końcu desperackie pytanie, czy można zakończyć bezzasadne cierpienie na własną rękę, na prośbę chorego Ojca.
Realizacja telewizyjna TVP spektaklu wyreżyserowanego przez Pakułę w kieleckim Teatrze im. S. Żeromskiego w 2023 roku (koprodukcja z Teatrem Łaźnia Nowa w Krakowie), to premierowy pokaz dla tak szerokiej publiczności. Do tej pory inscenizacja gościnnie prezentowana była na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, Festiwalu Boska Komedia w Krakowie, Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi czy na szczecińskim, Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontrapunkt. Spektakl zdobył w sumie 24 nagrody, spotkał się z ogromnym poruszeniem widzów i krytyków. Decyzja aby pokazać go w paśmie Teatru Telewizji była kwestią czasu.
W licznych spotkaniach i rozmowach Mateusz Pakuła zatrzymywał się dłużej nad procesem powstawania publikacji. Podkreślał jej autoterapeutyczny charakter ale także wielogatunkowość wpisaną w ten, jak sam wspominał „dziennik pisany wstecz”. Książka narodziła się z miłości i wściekłości, bezradności i samotności pisarza, który wraz ze swoją rodziną doświadcza sytuacji granicznej, bezwzględnie realnej i obezwładniającej. Wyrzucanie na papier wszystkich emocji – bez autocenzury – jest najsilniejszym elementem zarówno książki, jak i spektaklu. Ta bezkompromisowa szczerość, połączona z niezwykle dynamiczną strukturą mapowania licznych skojarzeń i popkulturowej wyobraźni autora, daje odbiorcy poczucie autentyczności rejestrowania myśli. Sam autor opisuje ten rodzaj autoekspresji:
Jak ja mam to napisać? No więc niech będzie, że będę pisał tak, jak się ze mnie leje. Niech to będzie strumień świadomości, jeśli coś takiego w ogóle istnieje. Myślimy przecież inaczej, pulsarami jakby, błyśnięciami, zwinięciami, myślimy wiele myśli naraz, niektóre myśli są mgliste, inne mają z kolei wrzaskliwe kolory albo komiksowe kontury. Myślę o swoim umierający ojcu niemal nieustannie. Niemal. Czasami zapominam, że nie powinienem zapominać, że umiera, i nie myślę o nim przez chwilę, przez kwadrans, przez godzinę, półtorej…
Te rotujące słowa-pulsary świetnie wybrzmiały w wykonaniu aktorskiego wielogłosu, który wciela się w poszczególnych bohaterów tej biograficznej historii. Andrzej Plata, Jan Jurkowski, Wojciech Niemczyk i Szymon Mysłakowski, mocno osadzając się w rytmie narracji, balansują na granicy powagi i czarnego humoru, wymownej ciszy i wyzwalającego krzyku. Są zmienni w swoich nastrojach, swobodnie podążając za emocjami autora. I za muzyką wykonywaną na żywo przez Marcina Pakułę, która buduje napięcia i filmową mapę skojarzeń. Andrzej Plata i Jan Jurkowski tworzą zgrany duet – odautorski dwugłos – momentami zgodny, chwilami rozjeżdżający się na przeciwległe bieguny myśli. Ambiwalentny z założenia. Reżyser rozkłada na nich odpowiedzialność za wypowiadane słowa, rozbija siebie na części, jakby podświadomie czując, że opisywane doświadczenie jest zbyt ciężkie do udźwignięcia dla jednej osoby. Szymon Mysłakowski odtwarzający z komicznym zacięciem Babcię Natalię, ospałego kierownika oddziału paliatywnego czy pozbawione empatii pielęgniarki, wbiegający co chwila ze swoją energią na scenę, absolutnie rozładowuje kumulujące się w powietrzu napięcie. Staje się ucieleśnieniem piekielnych kręgów systemowych, piętrzących się absurdów, nieczułości i obojętności nie tylko lekarzy, ale szerzej ludzi, od których w sytuacji krytycznej oczekujemy wsparcia. Mysłakowski wypełnia siebie parodią podkręconą do maksimum. Z drugiej strony czerpie przecież z doświadczeń autora, który nie brał udziału w zbiorowym koszmarnym śnie na jawie z ukrytą kamerą w tle. Wystarczył splot niefortunnych wydarzeń i nastanie pandemii, wywracającej porządek do góry nogami, aby łapać się za głowę, chociażby próbując odwiedzić chorego członka rodziny w szpitalach.
Jest jeszcze Wojciech Niemczyk zamknięty w nieruchomym ciele Ojca. Jest niezwykle opanowany i spokojny, jakby pogodzony z powierzoną mu rolą. Trochę wycofany, choć nieustająco widoczny. Obecny i nieobecny jednocześnie. Zrezygnowany, zniesmaczony, rozczarowany. Krok od śmierci, która nie chce nadejść.
Wraz z następującymi po sobie scenami wchodzimy w kolejne etapy wyzwalania i uwalniania się spod jarzm tabu i wstydu. Ich granice zostają zniesione. Pakuła proponuje otwartą rozmowę o tym, co może nas uwierać, co nie daje spokoju, co budzi w nas bunt i niezgodę. Otwarcie nie zgadza się na monopolizację cierpienia przez Kościół, odbiera cierpieniu godność i sens. Nie chce umierania w męczarniach, chce umieraniu nadać ramy ludzkiej wrażliwości i wytrzymałości. Chce w umieraniu dostrzec wybór i wolność. Temat eutanazji, o którą prosi Ojciec wydaje się punktem zwrotnym w historii Pakuły. Sytuacją, w której podjęcie jednej decyzji, na zawsze zmieni bieg tej opowieści. Ateistyczna perspektywa autora, który w sposób jasny i deklaratywny pisze i mówi o swoim odejściu od wiary i religii, nadaje podejmowanemu w książce tematowi straty i żałoby drugie dno. To – jak pisze Pakuła – usensownianie cierpienia Taty wydaje się drogą niezwykle wyboistą i długą. Warto jednak w to wspólne poszukiwanie sensów wejść. Ich dostrzeżenie może stać się ratunkiem dla nas i naszych bliskich.
W spektaklu „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” za warstwą aktorskiej obecności kryje się – nie mniej ważna – przestrzeń scenograficzno-muzyczna. Nieco abstrakcyjna konstrukcja, przypominająca dziecięcą zjeżdżalnię – choć pozbawioną kolorów, upiornie czarną – jest ukłonem w stronę projektowo-konstrukcyjnych, zawodowych działań Ojca. Przywołuje liczne skojarzenia, również te eschatologiczne. Osobiście natychmiast skojarzyła mi się z „Czarodziejską Górą” T. Manna i opisywanym Hansowi Castorpowi przez kuzyna ekspediowaniu zwłok kuracjuszy sanatorium na bobslejach, w dół miasta. W scenograficznej czerni jest coś niepokojącego i pogrzebowego. Ten monochromatyczny ascetyzm zabiera nas w mroczne rejony umysłu. Nadaje spektaklowi dodatkową ciężkość.
Wizualnej warstwie inscenizacji wtóruje warstwa muzyczna – czyli wykonywane na żywo fragmenty znanych utworów filmowych (za muzykę odpowiedzialni są Zuzanna Skolias, i Antonis Skolias), którym w książce Pakuła poświęca sporo miejsca. Myślenie filmowymi skojarzeniami to cecha charakterystyczna twórczości Pakuły. Jest w tym zamierzona patetyczność, ale i zabawa formą, także czysty sentymentalizm. Potrzeba wypełniania rzeczywistości dźwiękami wydaje się bliska i oczywista. Kto z nas przywołując w pamięci piękne, wzruszające lub trudne chwile nie łączył ich z konkretnym utworem, ukochanym wokalistą czy zespołem. Fakt, iż utwory wykonuje brat Mateusza Pakuły, który bierze czynny udział w opowiadanej historii, dobudowuje kolejną warstwę znaczeń.
W książce i spektaklu Pakuły przeglądamy się intensywnie i w napięciu. Uruchamiamy własne emocje, wspomnienia, obawy. Powtórnie przeżywamy swoje rozstania i żałoby, być może z lękiem projektujemy nadchodzące wydarzenia. Rozpaczliwie chwytamy się momentów, gdzie pojawia się śmiech i nadzieja. Bez nich gubimy się w pokładach smutku i pesymizmu. Czujemy wdzięczność, że zostaliśmy zaproszeni do tego zamkniętego, rodzinnego świata; doceniamy odwagę w mierzeniu się z chorobą rodzica. Czujemy, że ten teatr terapii Pakuła zaczął tworzyć już parę lat temu realizując spektakl „Wieloryb. The Globe” z Krzysztofem Globiszem, któremu projekt był dedykowany. Przypomnę, że – po przebytym udarze i paraliżu – aktor stanął na scenie, aby opowiedzieć o swojej walce z nieposłusznym ciałem i odzyskiwaniu mowy. Jest w tych spektaklach waleczność realizatorów i determinacja, aby za pomocą teatru naprawiać zwichniętą rzeczywistość. Trzymać się w ryzach, nie rozpadać się, pomimo trudności. Po prostu iść do przodu.
Premiera w Teatrze Telewizji TVP rejestracji spektaklu „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” w reż. Mateusza Pakuły odbędzie się 28 października o g. 20: 40 w TVP1.