EN

3.04.2023, 11:52 Wersja do druku

Dzienniczek Nowych Epifanii. „Inferno”

„Inferno” Wery Makowskx i Julii Nowak w reż. Wery Makowskx z Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie w TR Warszawa, w ramach Festiwalu Nowe Epifanie. Pisze Justyna Kozłowska w portalu Teatrologia.info.

fot. mat. organizatora

Dante swoje skończone trzyczęściowe dzieło nazywał „świętym poematem”. Wera Makowskx razem z Julią Nowak (autorką tekstu) wybrały z niego tylko pierwszą część – Piekło, zostawiając jego dziewięć kręgów. Zrezygnowały tym samym z całej misternie przemyślanej przez poetę drogi człowieka, zmierzającej od otchłani piekielnej do światłości. A jeśli spojrzymy jeszcze na plakat do spektaklu z centralnie umieszczoną deklaracją „I`m not a sinner” – zyskujemy pewność, że Boska Komedia jest tu tylko pretekstem, wygodnym dostarczycielem kulturowego schematu wędrówki współczesnego człowieka, która w spektaklu ma może jeszcze znamiona egzystencjalne, ale już nie duchowe.

Inferno to dyplom reżyserski Wery Makowskx, przygotowany w Akademii Sztuk Teatralnych z udziałem studentów wydziału aktorskiego z różnych lat. Miał swoją premierę w Krakowie w listopadzie ubiegłego roku. Spektakl rozpoczyna się jeszcze we foyer teatru, gdy stojący na schodach Wergiliusz (Aleksander Gałązka) wita widzów, przedstawiając się i nazywając ich hipokrytami (przyznaję, że nie zrozumiałam, dlaczego).

Kiedy widzowie zajmują miejsca, aktorzy są już na scenie, a dokładniej: na niej leżą. Jest tam też Dante (grająca go Anna Szapelska cały czas utrzymuje swoją postać w dużym napięciu). Siedzi na piętrowej konstrukcji, nad którą świecą neony „hot” i „hell” (oszczędna scenografia jest autorstwa Kaliny Gałeckiej) i bezskutecznie próbuje wysłać wiadomość głosową swojej byłej dziewczynie Beatrycze. Wkrótce z dopiero co poznanym Wergiliuszem ruszą w podróż do własnej otchłani. Rozpoczną tę wędrówkę od wejścia do mieszkania bez wyjścia, bo wychodząc, znowu się do niego wchodzi. To zapewne aluzja do ciemnego lasu Dantego, i to jest właśnie ich piekło.

Wędrują przez nie razem, podobni do siebie w swoim zagubieniu, w kolejnych kręgach spotykając ludzi i sytuacje pełne niejasności, napięcia oraz bólu. W piekle sporo się dzieje i jest bardzo tłoczno. Tłum to aktorzy leżący na początku spektaklu na scenie. Wtedy po niej pełzali, zbijali się w jeden organizm, tworząc bezkształtną masę, z której wyłaniały się pojedyncze postaci (choreografię przygotowała Magdalena Kawecka).

Właściwie cały zespół, liczący bodajże trzynaście osób, jest dobrze poprowadzony. Chyba każdy dostał do zagrania ciekawą rolę, dzięki której mógł zbudować własną postać. Wszyscy grają z lekkością i energią.

Efekt psuje niestety scena, w zamiarze zapewne kluczowa dla spektaklu. Mniej więcej w połowie przedstawienia ci młodzi ludzie zamieszkujący inferno, grupują się i wygłaszają manifest pokoleniowy. Powtarzają myśl zawartą przez autorki (?) spektaklu w jego opisie, o tym, że są generacją rozpiętą pomiędzy analogowym dzieciństwem a cyfrową teraźniejszością, a to determinuje ich życiowe postawy i problemy. Tak ujęta tożsamość pokoleniowa jest niepotrzebnym zgrzytem, bo chyba jednak infantylizuje przekaz. Widza zostawia z przekonaniem, że „katabaza” tych młodych – ale przecież już dorosłych – ludzi wynika przede wszystkim z bardzo mocnego skupienia się na sobie.

Zakończenie spektaklu rozbraja jego napuszoność – zaskakuje dystansem i poczuciem humoru. Gdy Dante z Wergiliuszem znowu znajdą się na swym pięterku, w ramach zdystansowania się od tego, co przeżyli, rozważą pójście na kawę.

Tytuł oryginalny

DZIENNICZEK NOWYCH EPIFANII. „INFERNO”

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Justyna Kozłowska

Data publikacji oryginału:

30.03.2023