Przykro, jeżeli po obejrzeniu szeregu premier obecnego sezonu warszawskiego nie ma się czym zachwycić, nieliczne tylko przedstawienia potrafią skłonić do umiarkowanego zadowolenia, a najczęściej wywołują smutne westchnienie rozczarowania. Bo karma, którą nas teatry częstują, bywa niekiedy żenująco niewybredna i tania. Teatr Powszechny przygotował właśnie taką importowaną pigułkę, która zadziwia jałowością tandety. Nieporadność artystyczna, pretensjonalność przeróbki powieści Maupassanta równa się tylko złemu smakowi tego scenicznego tworu. Nie wszystko, co obce (nawet nagrodzone!) warto u nas wystawiać! Migawki demaskujące życie Francji z "Belle Epoque" suto przetykane są płytkimi dywagacjami o literaturze, twórczości. (Mistyfikacja głębi tak wyraźna, w takiej dysharmonii z elaboratem programu, że może być znamiennym przykładem dość powszechnie spotykanego zjawiska w naszym życiu teatralnym: program sobie, rzeczywistość sceny sobie
Tytuł oryginalny
Dzień powszedni warszawskich teatrów
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 4