EN

5.04.1970 Wersja do druku

Dzień powszedni pana Blooma

"Ulisses" Joyce'a zabłądził pod strzechy. Brzmi to nieco prowokacyjnie, ale jest to fakt, tym bardziej zdumiewający, Jeśli się weźmie pod uwagę stopień trudności dzieła. Błyskawiczne rozejście się ogromnego - nie tylko na nasze stosunki - 40-tysięcznego nakładu, nie przestaje być fenomenem socjologicznym - świadczy o zasięgu zjawisk kulturalnych w naszym kraju. Nawet odliczywszy pewną ilość egzemplarzy, które rozczarowani nabywcy zwrócą księgarniom, czy zostawią w antykwariatach - zjawisko nie traci ani na znaczeniu, ani na intensywności. Nareszcie można skonfrontować famę, idącą za książką. Gdy bowiem ukazała się po raz pierwszy, a było to pół wieku temu, wtajemniczeni widzieli w niej biblię nowoczesności. Na czym owa nowoczesność polegała? W dużym skrócie - na udanej literacko i nowej formalnie próbie "wywleczenia" z człowieka możliwie szerokiej gamy, żeby nie powiedzieć wszystkich myśli, całej utajonej ich prawdy i skojarzeń,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dzień powszedni pana Blooma

Źródło:

Materiał nadesłany

Panorama Północy nr 14

Autor:

Andrzej Wróblewski

Data:

05.04.1970

Realizacje repertuarowe