Jerzy Grzegorzewski gra "Wujaszka Wanię" przy światłach zapalonych na widowni. Na wielkiej scenie przedłużonej podestem, obrzeżonej wyplatanymi stołkami. To właśnie te stołki wsunięte częściowo pod podest sprawiają, że scena wygląda trochę tak, jak wielki stół, na którym ustawiono inne stoły, krzesła różnej proweniencji, fotele, fortepian, a nawet jakąś drewutnię. Pod jej skośnym daszkiem schną... drewienka - "nogi" leżaków. Z jakiejś zastawki wyrastają rachityczne brzozy. W przejściu między sceną a widownią, tuż obok wyplatanych foteli, Grzegorzewski-scenograf ustawił puste framugi drzwi, wyznaczając przestrzeń domu i przestrzeń nie kończących się promenad. Mamy zatem wszystko to, na co liczyliśmy idąc na Grzegorzewskiego i Czechowa: brzozy w prześwitach zastawek, zeschłe liście, dziwny szklany stół, postać człowieka huśtającego się na równoważni skonstruowanej z
Tytuł oryginalny
"Dzień dzisiejszy straszny w swym bezsensie"
Źródło:
Materiał nadesłany
Dekada Literacka nr 14