Po 31. Dniach Sztuki Współczesnej w Białymstoku pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Spotkanie w prywatnym mieszkaniu, klatka z dzikimi na Rynku, klimaty liryczne i demoniczne, dobra muzyka, powroty do źródeł i tematy, które mogą uwierać. Spektakle często wychodziły poza ramy gatunku i przekraczały granice. Nawet percepcji, bo zdarzało się, że to, co widzieliśmy, okazywało się czymś zupełnie innym. Wczoraj w mieście zakończyły się 31. Dni Sztuki Współczesnej. To była ciekawa edycja, choć nie łączył jej wyraźny klucz, z czego zresztą organizatorzy zrezygnowali świadomie, uznając, że ogranicza to ich pole działania. Ale w sumie w ofercie kilkunastu wydarzeń przygotowanych przez Białostocki Ośrodek Kultury można było znaleźć pewne paralele i punkty styczne. Twórcy proponowali projekty oparte na konfrontacji z Innym, wciągali widzów w interakcję, a reakcje tych ostatnich wpływały czasem na kształt spektaklu. O zetknięciu Obcego z Miejscowym opowiadał choćby performance "Les Squames", kompletnie dezorientujący widzów