Wodiczko, sięgając do samego jądra polskiej tradycji, zapytał o aktualność dzieła fundamentalnego dla naszej mitologii narodowej. Przywołując fragmenty poezji Mickiewicza, rozpisanych nb. na kobiecy i męski głos, wszedł w sam środek sporu o dzisiejsze znaczenie polskiego romantyzmu - pisze Piotr Kosiewski w Tygodniku Powszechnym.
30 stycznia, w 40. rocznicę ostatniego spektaklu "Dziadów" w reż. Kazimierza Dejmka, Krzysztof Wodiczko pokazał projekcję na warszawskim pomniku Mickiewicza. Przemówienie Gomułki z marca 1968 r., zderzyło się z frazami poety. Za sprawą Wodiczki pomnik na chwilę ożył. Figura pochylała głowę, gestykulowała, rozglądała się na boki. Odebrała nawet rozmowę na komórkę. A przede wszystkim mówiła. Rzeźba przestała być nieruchomą, martwą masą. Obok, na obłokach sztucznego dymu, artysta wyświetlał obraz przemawiającego Gomulki. Słowa poety przeplatały się z przemówieniem I sekretarza PZRR, kluczowym dla polskiego Marca. Trudno o lepsze przypomnienie wydarzeń sprzed czterech dekad. Przygotowując tę projekcję, artysta zdecydował się na ryzykowny krok. Poprzedziła ją oficjalna celebra w Teatrze Narodowym, a następnie uroczyste przejście pod pomnik wieszcza i składanie kwiatów. Projekcja wpisywała się w rytm rytuałów, niezbędnych, by uczci