Gdy dostałem zaproszenie na przedpremierowy pokaz "Dziadów" w reżyserii Jana Englerta, nieco się spłoszyłem. Unikam premier, bo trzeba tam spojrzeć realizatorowi w twarz. Zadawałem sobie pytanie, czy "Dziady" to nie jest ramota, odgrzebywany klasyk; czy da się dzisiaj tego słuchać? Zwłaszcza że jestem z pokolenia, dla którego przedstawienie Swinarskiego to pewien wzorzec. Tym milsze moje rozczarowanie. Już po kilku minutach czuje się, że przedstawienie Englerta wciąga. Wyróżniłbym parę elementów. Po pierwsze adaptacja. Jest zrobiona zręcznie, dobrze; w moim przekonaniu sprawdziła się. Po drugie - reżyseria. Pamiętam dawniejsze przedstawienia telewizyjne Jana Englerta i mam poczucie, że wyraźnie rozwija sposób obrazowania. To nie jest spektakl oparty na tekście i na aktorach - on jest z o b a c z o n y. Scenę można dobrze napisać - dialogi są w porządku, sytuacja OK - ale ona jeszcze nie jest zobaczona. Nie będzie zobaczona, je�
Tytuł oryginalny
"Dziady" zobaczone
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1