W literaturze światowej dość jest wielkich kart geniuszu artystycznego. Niewiele jednak da się znaleźć poezji o takim stężeniu uczuć i wzruszeń. Można się zżymać na to nieustanne odprawianie polskich zaduszek, na to wieczne pielgrzymowanie Polaków po drogach historii i narodowego losu, nie można jednak - nie będąc głuchym - nie zasłuchać się w tym przejmującym wołaniu poety. Tak nasyconym miłością kraju i tak skupionym na cierpieniu człowieka. Przecież w naszym świecie coraz bardziej zracjonalizowanym, doświadczanym wcale nie romantycznie przez historię najnowszą, muszą się rodzić znaki zapytania, winna się budzić refleksja, chłodna refleksja nad ową banią egzaltacji. I tu właśnie, w tym miejscu, w tym zderzeniu postaw odbiorców musi się znaleźć reżyser, który wytropi genialną antycypację poezji "Dziadów" od owego "ja i ojczyzna to jedno", ku ludzkości, ku uniwersalizmowi. Tymi właśnie tropami poszła insc
Tytuł oryginalny
"Dziady" z Krakowa
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu Nr 261