Wrocławski spektakl "Dziadów" rozpada się na dwie pod każdym względem nierówne części. Przesądzają o tym nie tylko sprawy formalne. Ograniczmy się więc do stwierdzenia, że wielkość (ale i rozliczne teatralne trudności stąd wynikające) tego "arcydramatu narodowego" tkwi właśnie w niejednorodności materiału literackiego, w przemieszaniu romantycznego wizjonerstwa z najostrzejszą satyrą polityczną, apoteozy ludowych mitów i wierzeń z reporterskim niemal zapisem, realizmu z fantastyką a nawet mistycyzmem. Jest jeszcze "Ustęp", cykl wierszy z "dramatycznością" nic nie mający wspólnego. W teatrze wszystko to trzeba jakoś uporządkować lub przynajmniej pokojarzyć. Od 24 kwietnia 1978 roku wiadomo przynajmniej, że całych "Dziadów" grać się nie powinno, nawet gdyby ktoś dysponował znacznie silniejszym zespołem niż Kazimierz Braun w Teatrze Współczesnym. Prawdą jest bowiem, że "Dziady" są arcydziełem, ale ze stwierdzenia tego nie wynika wcale,
Tytuł oryginalny
"Dziady" w dwóch wieczorach
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie nr 133