Każda nowa inscenizacja "Dziadów" to narodowe święto. Chodzi bowiem o dzieło - może będę tu w sądzie zbyt oryginalny - wyjątkowe i chyba najpotężniejsze w naszej literaturze. Zawarły się w nim niczym w kryształowym pojemniku myśli, losy, aspiracje i dążenia wielu pokoleń Polaków. I zgodzę się z Norwidem (znowu niezręczność! toutes proportions gardees!), że nie "Pan Tadeusz" ma cechy epopei narodowej. Właśnie "Dziadom" - pomimo strukturalnej i formalnej niezborności - przynależna ta ranga. Więc kiedy suwak opornicy wygasza stopniowo światła na widowni, a blask reflektorów kładzie się jasną plamą na kurtynie, która za chwilę pójdzie w górę, aż ciarki chodzą człowiekowi po grzbiecie. Cisza oczekiwania niesie w sobie zapowiedź rzeczy ważnych, których będziemy mieli szczęście być świadkami. Zatem stała publiczność premierowa jakby odmieniona, uroczysta, duchowo nobilitowana. Bo to przecież "Dziady"... Łódź może użala się na z
Tytuł oryginalny
"Dziady" - święto teatralnej Łodzi
Źródło:
Materiał nadesłany
Odgłosy nr 15