Wodziński wykorzystuje te fragmenty dramatu Mickiewicza, które bezpośrednio oskarżają elity o jej bezczynność i krótkowzroczność. Zarzuty sprzed niemal 200 lat okazują się zaskakująco aktualne - o spektaklu "Mickiewicz. Dziaday. Performance" w reż. Pawła Wodzińskiego z Teatru Polskiego w Bydgoszczy prezentowanych na 32 Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Karolina Matuszewska z Nowej Siły Krytycznej.
Czy w dzisiejszym świecie, pełnym kolorowych neonów i krzykliwych komunikatów medialnych, możliwe jest jeszcze miejsce, w którym ciemno i głucho? Gdzie mógłby się odbyć pogański obrzęd spotkania z duchami zmarłych, skoro powszechnej opinii publicznej podobne gusła już nie interesują? Paweł Wodziński znajduje taką przestrzeń. Na pierwszy rzut oka przypomina pole namiotowe, ale gdy się tym konstrukcjom bliżej przyjrzeć, przeraża ich prowizoryczność i obskurność. To wrażenie nasila się, kiedy zaczynają się pojawiać ich mieszańcy: ubrani w łachmany, snujący się po scenie niczym duchy. Ten świat to raczej dzielnica slumsów pełna brudu i niepotrzebnych gratów, obóz uchodźców, którzy nie mają ani domu, ani miejsca, do którego mogliby się udać. Tkwią więc na tym słabo oświetlonym pustkowiu, bezwolnie poddając się próbie zjednoczenia za pomocą obrzędu. W pierwszej części spektaklu Wodzińskiego opartej na "Upiorze" i II części "Dzi