Mickiewiczowskie Dziady są jak upiór, który "co rok się budzi, (...) mogiłę odwali i dąży pomiędzy ludzi"; ciągle czegoś od nas chcą, a sposób na nie znaleźć trudno, bo wciąż wydają się inne, wciąż co innego znaczą. Poznańska premiera w reżyserii Macieja Prusa jest jego trzecią próbą zmierzenia się z arcydramatem, próbą niezwykłą, dającym do myślenia spektaklem. Pierwszym i od razu głośnym i znaczącym podejściem Prusa do Dziadów (nie licząc asystentury przy słynnej inscenizacji Dejmka) był spektakl w gdańskim Teatrze Wybrzeże w 1979 roku. Czytał wówczas Dziady jako utwór, w którym wszystko "ma swoje konsekwencje i (...) trzeba tylko znaleźć wyrazisty inscenizacyjny punkt wyjścia"1. Znalazł go w przestrzeni, rozgrywając cały dramat w jednym miejscu (i w ciągu jednej nocy): na zesłańczym ""etapie" w drodze na Sybir, w starym opuszczonym kościółku, który stał się metaforą Polski. Dziady w tym ujęciu były "rozpamiętywaniem
Tytuł oryginalny
"Dziady". Lustro
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 12