Wrocławskie "Dziady" w reżyserii Michała Zadary powinien zobaczyć każdy uczeń i student polonistyki. A także nauczyciel polonista stawiający Gustawa na piedestale indywidualizmu, przekonany o jedynej słusznej interpretacji jego poczynań jako romantycznego kochanka, żądnego patetycznych uniesień. Powinien też spektakl zobaczyć każdy, kto postrzega część II jako dydaktyczny traktat o karze i winie. I nie dlatego, że Teatr Polski, zwany złośliwie przez przeciwników postbrutalistycznych spektakli niektórych młodych reżyserów "spółdzielnią", pokazał "Dziady" w jakimś skandalizującym dla teatralnych tradycjonalistów kontekście. Wręcz przeciwnie. Zadara porwał się na rzecz odważną w czasach kultury impulsów. I, II i IV część "Dziadów" oraz wiersz "Upiór" dostajemy bez skrótów. Wyszło rewelacyjnie, a za rolę Gustawa Bartosz Porczyk, powinien dostać, i zapewne dostanie, deszcz nagród. Reżyser (wcześniej reżysero
Tytuł oryginalny
Dziady i Porczyk superstar
Źródło:
Materiał nadesłany
Polska Gazeta Wrocławska nr 40