Premiera Dziadów jest bez wątpienia wydarzeniem zupełnie innego kalibru, niż jakakolwiek premiera z repertuaru codziennego. Ta nieporównywalność bierze się stąd, że wszystko, co się wokół "Dziadów" dzieje jest częściowo zanurzone w pokładach sakralnych narosłych przez lata egzegezy arcydramatu. Rzeczą banalną jest posiadanie wiedzy o tym, natomiast uczestnictwo w owych misteriach, jakimi jawią się recepcje kolejnych inscenizacji tekstu, jest doświadczeniem każdorazowo nowym. Jeśli spojrzymy jak najbardziej z zewnątrz może to wyglądać na przykład tak. Stoi się - bo wszyscy wstali - wśród tej publiczności premierowej i klaszcze. Tylko w pierwszych rzędach jeszcze siedzą. Wiadomo kto. Aktorzy też stoją. Dawno znudziło im się wchodzić i wychodzić, tak jak komuś znudziło się manewrować kurtyną. Patrzą więc jedni na drugich i klaszczą. Bez sensu. Chyba że Mickiewiczowi wszyscy klaszczą. Rzeczywiście. "Niech żyje Mickiewicz" - krzyczy
Źródło:
Materiał nadesłany
"Punkt" nr 13