"Dziady. Transformacje" w reż. Jacka Jabrzyka w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Artur Duda w Teatrze.
Tytuł tej recenzji może wyglądać na ironiczny, ale nie było to do końca moim zamiarem. Owszem, "Dziady. Transformacje" w reżyserii Jacka Jabrzyka to dzieło na pierwszy rzut oka osobliwe: trwają zaledwie godzinę, składają się z wykrojonych i sprytnie poskładanych fragmentów niemal wyłącznie III części dramatu, nie ma w nich Guślarza i chłopskiej gromady, nie ma Gustawa i miłości romantycznej, nie ma diabłów i Boga (ale tego można było się spodziewać w XXI wieku, w Polsce rozwijającego się kapitalizmu i odczarowywanego świata), nie ma klasztoru bazylianów zamienionego w więzienie. Więc co jest? Rząd plastikowych krzesełek na tle czarnych ścian. Na krzesełkach zasiada pięciu zwyczajnych mężczyzn: Litwinów-Polaków, więźniów-spiskowców, można by tropić ich tożsamość z egzemplarzem arcydramatu Mickiewicza w ręku, ale właściwie po co - role duchownych zagra do końca spektaklu Jarosław Felczykowski, rolę Konrada głównie Tomasz Myca