"A łotry - o, to kija..." tymi słowami z "Salonu Warszawskiego" ni z tego ni z owego rozpoczyna się przedstawienie Stanisława {#os#1472}Nosowicza{/#}, kończy zaś inwokacją ,,Do przyjaciół Moskali" urwaną w pół wersu. Po drodze zaś jest wszystko - łącznie z niegrywaną częścią pierwszą i "Ustępem", wszystko jednak w drobnych, przemieszanych kawałeczkach. Poetyka romantyczna zakładała fragmentaryczność wypowiedzi, niemniej aż taki kotlet mielony, to chyba przesada. Są tu i elementy jakiejś ludowej psycho-dramy, i bardzo wychłodzona, intelektualna improwizacja (dobry Konrad - Marek {#os#1455}Ślosarski{/#}), i głupstwo wierutne, czyli Ksiądz z IV części tożsamy z Księdzem Piotrem, i łatwizna w niemej postaci śledczego - pana Botwinki. W finale kropka nad i: Żegota - dobry gospodarz w trupim świetle rzuca ziarno w tę glebę, co po wileńskich męczennikach została... Ma to przedstawienie swój ton, swój trudny do wytłumaczenia urok - a
Tytuł oryginalny
Dziady
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 12